To budujące, że w XXI wieku kręci się ciągle westerny. I to niebanalne. Sprawnie zrobione, trzymające tempo (czy ktoś tu pisał o dłużyznach?) a Cate Blanchett i Tommy Lee Jones są świetni. Dodatkowego smaczku przydaje wątek magiczny – nie natrętny ale zachęcający do zastanowienie się, czy na pewno najskuteczniejszą bronią są zawsze strzelby. Szkoda tylko, że film jest niedoceniany.
Kiedy ja oglądam ten film (a widziałam go już kilka razy i pewnie jeszcze nieraz do niego wrócę), to nie mam poczucia, że oglądam western. Co prawda, jego akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku na terenach zachodnich Stanów Ameryki Północnej, ale widzę w nim po prostu film przygodowy, z ciekawą fabułą, dobrym aktorstwem i muzyką. Są Indianie, ale nie ma rewolwerowców, bez których trochę trudno jest sobie wyobrazić western. Chociaż oczywiście nic nie mam do westernów i rewolwerowców na ekranie.